Dza Patrul Rinpocze
Wprowadzenie
Gdy usiłujemy słuchać nauk buddyjskich, rozmyślać o nich i praktykować je, to ważne jest, byśmy naprawdę je wszystkie wewnętrznie przepracowali. Mówi się, że “Dharma i własna świadomość muszą się zmieszać”.
Tylko wówczas Dharma może rzeczywiście wniknąć głęboko w naszą świadomość i przyczynić się do jej dalszego rozwoju. […]
W poniższym tekście, jego autor Patrul Rinpocze (1808 -1887) opisuje jak za każdym razem z wielkim zapałem przystępował do różnych aktywności i jak początkowa radość coraz bardziej się ulatniała, by częściowo zmieniać się w swoje przeciwieństwo.
Jeżeli może się to przydarzyć tak wielkim nauczycielom jak Partul Rinpocze, to cóż dopiero mówić o nas! […]
Z jednej strony możemy czerpać odwagę z faktu, że takie trudności spotykają nie tylko nas i nie są powodem, dla którego mielibyśmy zaraz zarzucać cała praktykę.
Z drugiej zaś strony musimy się zastanowić, co niewłaściwego się zdarzyło. Prawdopodobnie we wszystkich tych przykładach wstępna analiza sytuacji była w części niedokładna. Albo też przedsięwzięcie nie zostało należycie przeprowadzone,
z niedostatecznie dobrą motywacją. […]
Kiedy zaczęliśmy już praktykować, to – jak ukazuje nam to Patrul Rinpocze – nie jest istotne jak czujemy się w danej chwili. Czy jesteśmy zachwyceni, czy tez przygnębieni. Ważne jest, abyśmy nieustannie zachowywali czujność czy Dharma i nasza świadomość rzeczywiście się mieszają. […]
Dagyab Kyabgon Rinpocze
Chylę się do stóp mojego Lamy.
Gdy ja , stary pies, przebywając na odosobnieniu usłyszałem słowa mego czcigodnego Nauczyciela, zapragnąłem powiedzieć tak:
Gdy po raz pierwszy ujrzałem mojego Lamę, to czułem się jak kupiec, który dotarł na wyspę pełną złota, tak jakby wszystkie moje pragnienia miały się spełnić. – I bardzo starałem się pojąć znaczenie Dharmy.
Gdy później widziałem mojego Lamę, to czułem się jak przestępca, który widzi sędziego, tak jakbym był winny.- I on bardzo mnie zwymyślał.
Gdy dziś widzę mojego Lamę, to czuje się jak gołąb śpiący w świątyni, jakbyśmy się mieli spotkać jak równy z równym.- I zachowuje stosowny dystans.
Gdy pierwszy raz usłyszałem nauki, to czułem się jak głodny kot, który znalazł jedzenie; chciałem natychmiast wprowadzić je w czyn – i pilnie praktykowałem.
Gdy później słuchałem nauk, było to niczym głos z oddali; ogarnęły mnie silne wątpliwości. – I nie mogłem pokonać mej niepewności.
Gdy dziś słyszę nauki, to czuję się tak, jakby pomimo nudności zmuszano mnie do jedzenia, jakby zbierało mi się na torsje. – I nie mam już na nie ochoty.
Gdy po raz pierwszy przebywałem na odosobnieniu, to czułem się jak podróżny wracający do domu; przepełniała mnie radość. – I chciałem koniecznie tam pozostać.
Gdy później przebywałem na odosobnieniu, to czułem się jak samotna piękność; nie mogłem usiedzieć na miejscu. – I ciągle chodziłem to tu, to tam.
Gdy dziś przebywam na odosobnieniu, to czuję się jak stary pies zdychający pod skałą, który znalazł dobre miejsce. – I chowam swe przyszłe zwłoki.
Gdy po raz pierwszy rozmyślałem o Poglądzie, to czułem się jak sęp szukający gniazda, im wyżej, tym większa radość. – I trwoniłem na to wiele słów.
Gdy później rozmyślałem o Poglądzie, to czułem się jakbym wchodził w labirynt, jakbym mógł zabłądzić. – I zachowywałem się bardzo spokojnie.
Gdy dziś rozmyślam o Poglądzie, to czuję się jak dziecko poddane woli dorosłych, jakbym był wodzony za nos. – I nie mam niczego, ku czemu mógłbym zwrócić swój umysł.
Gdy pierwszy raz pomyślałem o medytacji, to czułem się jak para kochanków na schadzce; przepełniała mnie radość i zachwyt. – I koniecznie chciałem medytować.
Gdy później myślałem o medytacji, to czułem się jak bezsilny człowiek przytłoczony brzemieniem, zmęczony i wyczerpany. – I medytowałem coraz krócej.
Gdy dziś myślę o medytacji, to czuję się jakbym próbował balansować liściem tytoniu na cienkiej główce szpilki, nie mogę ani chwili usiedzieć spokojnie. – I nie mam już ochoty medytować.
Gdy pierwszy raz myślałem o swym Postępowaniu, to czułem się związany ślubowaniem jak dziki koń, którego spętano. – I zewnętrznie zawsze postępowałem dobrze.
Gdy później myślałem o swym Postępowaniu, to czułem się jak stary pies łańcuchowy, którego spuszczono z uwięzi, tak jakbym mógł biegać dokąd tylko zechcę. – I porzucałem swoje śluby.
Gdy dziś myślę o swoim Postępowaniu, to czuję się jak bezwstydna ladacznica, której nic nie czyni różnicy. – I już mnie to nie interesuje.
Gdy pierwszy raz myślałem o Celu, to czułem się jak oszust zachwalający swój towar, tak jakbym miał uzyskać wysoki profit. – I robiłem sobie wielkie nadzieje.
Gdy później myślałem o Celu, to czułem się jakby ten znajdował się na drugim brzegu oceanu, nazbyt daleko. – I pragnąłem go coraz słabiej.
Gdy dziś myślę o Celu, to czuję się jak złodziej, zaskoczony przez świt, tak jakby wszystko było stracone. – I nie mam już nadziei.
Gdy pierwszy raz udzielałem Nauk, to czułem się tak jak napuszona piękność krocząca przez targ; byłem ogromnie kontent ze swej wiedzy. – I chętnie wygłaszałem mowy.
Gdy później udzielałem nauk, to czułem się jak stary mężczyzna opowiadający historie z przeszłości; tak jakbym był bardzo dobrze zaznajomiony z Dharmą. – I nauczałem coraz więcej.
Gdy dziś udzielam Nauk, to czuję się jak zły demon w mocy tantrycznego mistrza, tak jakbym wystawiał na pokaz swoje wewnętrzne błędy. – I bardzo się wstydzę.
Gdy po raz pierwszy prowadziłem dysputę, to czułem się jak pozbawiony sumienia prokurator, prowadzący proces; chciałem przede wszystkim wygrać. – I przepełniała mnie nienawiść.
Gdy później prowadziłem dysputy, to czułem się jak uczciwy człowiek, który zna prawdę i chciałby ja przekazać. – I wytężałem swoją inteligencję.
Gdy dziś dyskutuję, to czuję się jak kłamca, którego wszędzie pełno, tak jakbym mógł powiedzieć wszystko. – I nic mi za to nie grozi.
Gdy po raz pierwszy pisałem, to czułem się jak mahasiddha piszący dohy: słowa same płynęły. – I nie było w nich nic wymuszonego.
Gdy później pisałem, to czułem się jak uczony składający wiersze; uważałem na każde słowo. – I znajdowałem słowa piękne.
Gdy dziś piszę, to czuję przesyt tak, jak ktoś pragnący napisać przewodnik po drodze, której nie ma. – I przestałem trwonić papier i atrament.
Gdy po raz pierwszy spotkałem przyjaciół, to czułem się tak jak na spotkaniu młodych zwycięzców; mój duch rywalizacji był wielki. – I wypełniało mnie przywiązanie i nienawiść.
Gdy później spotkałem się z przyjaciółmi, to czułem się jak prostytutka idąca do pracy, ugadzająca się ze wszystkimi. – I nie miałem wielu kolegów.
Gdy dziś spotykam przyjaciół, to czuję się jak trędowaty wdzierający się na zebranie, nie pasujący do ludzi, na niewłaściwym miejscu. – I wolę być sam.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem bogactwo, to byłem jak dziecko zrywające kwiaty, odczuwałem radość nie zbierając, niczego nie zatrzymując. Gdy później widziałem bogactwo, to czułem się jak dziurawe naczynie, do którego wlewa się wodę, byłem nienasycony. – I coraz rzadziej kierowałem się ku wnętrzu.
Gdy dziś widzę bogactwo, to czuję się jak stara żebraczka, obarczona licznymi dziećmi, czuję, że ono mi ciąży. – I wolę go nie posiadać.
Gdy po raz pierwszy miałem służących, to tak, jakby najemnicy ubiegali się o pracę; czułem się jak pracodawca, który ma ich zatrudnić. Gdy później miałem służących, to czułem się jak młody mnich, który utracił niezależność przy starym nauczycielu. – I zwolniłem ich.
Gdy dziś mam służących, to czuję się jakby złodziejskie psy wtargnęły do mojego domu i niszczyły wszystko, co posiadam. – I obstaję przy samotnym życiu.
Gdy po raz pierwszy miałem uczniów, to czułem się tak, jakby obrali mnie za osobistość, chciałem odgrywać kogoś ważnego. – I dlatego robiłem to, co im się podobało.
Gdy później miałem uczniów, czułem się tak, jakby to goście przyszli do hotelu, obdarzając mnie zaufaniem. – I starałem się przynieść im pożytek.
Gdy dziś mam uczniów, to czuję się tak jak przywoływane bóstwo świętego miejsca, tak, jakby chciano mnie rozgniewać. – I przepędzam ich kamieniami.
Oto koniec odpowiedzi tego, który przepędza was kamieniami.